Dziś jest 2024.04.23 wtorek
 
 aktualności
 misja Bijsk
 perelki
 fotografie
 historia
 przewodnik
 wyprawy
 strefa audio
 strefa VIDEO
 kontakt
 wsparcie
 ogloszenia
 linki
 
 

 

 

o.Andrzej Obuchowski
659301 Region Altai,
Biysk-1 Box-5, Russia

catholic@misja-bijsk.org
webadmin@misja-bijsk.org

 

Przez Rosję do Ałtaju - pasmo Siewieroczujske i Kurajskie.
autor: Tomasz Toczyski
Poniższy tekst jest zamieszczony na stronach www.misja-bijsk.org dzięki urzejmości autora, oryginał znajduje się na stronie http://www.ee.pw.edu.pl/~toczyskt/altaj2004/opis

Spis treści

Wstęp

Niniejszy tekst powstał na podstawie wyjazdu trekkingowego, który odbył się w lipcu 2004 roku. Miejscem docelowym była rosyjska część Ałtaju, a konkretnie pasmo Siewieroczujskie i Kurajskie. Zamieszczono tu informacje praktyczne odnośnie podróżowania po Rosji oraz opis techniczny przebytych tras górskich. Opracowanie to nie jest relacją z wyprawy ani opisem ciekawych zdarzeń.

Stroną tematycznie zbliżoną do niniejszego opracowania jest Strona AB: Ałtaj - mini przewodnik. Powstała ona na podstawie wyjazdu w inną część Ałtaju - pasmo Katuńskie. Oprócz opisu samej trasy górskiej zawiera ona wiele cennych uwag nt. podróżowania po Rosji (i nie tylko). Stronę AB polecam wszystkim, którzy rozpoczynają swoją przygodę ze wschodem. Opracowanie, które właśnie czytacie, jest moją próbą uzupełnienia Strony AB o dodatkowe informacje związane podróżowaniem po Rosji, a z Ałtajem w szczególności.

W opisie wiele cen jest podanych w rublach rosyjskich. Podczas naszego wyjazdu kurs był około 0.134zł/rub.

Wizy i inne formalności

Wizy

Od 1 października 2003 roku Polacy wjeżdżający do Rosji są zobowiązani do posiadania wizy. Niestety odeszły już w przeszłość czasy, gdy wjeżdżało się do Rosji na tzw. "pieczątkę AB". Wymagania wizowe są wyszczególnione na stronie Ambasady Rosyjskiej. Żeby dostać wizę turystyczną, trzeba dostarczyć do konsulatu wydany przez rosyjską firmę voucher (umowę dotycząca świadczenia usług turystycznych) oraz potwierdzenie obsługi turysty zagranicznego przez organizację prowadzącą działalność turystyczną. Największy problem jest w tym, że rosyjskie przepisy wizowe nie dopuszczają możliwości turystycznego wyjazdu do Rosji bez obsługi ze strony jakiejś rosyjskiej firmy turystycznej.

Na szczęście są w Polsce agencje turystyczne, które pomagają obejść te przepisy. Pośredniczą one w uzyskaniu niezbędnych dokumentów (voucher itd.). Wiadomo mi, że w Warszawie tego typu działalnością zajmują się przynajmniej trzy firmy: Rusopol, Warmos i Wspólnota 2000. Namiary na tego typu firmy spoza Warszawy można znaleźć w serwisie podróżnik.net. My korzystaliśmy z usług Rusopolu, ponieważ mieli oni najniższe ceny w Warszawie: 100zł kosztowało nas wyrobienie całej wizy wraz z opłatami konsularnymi. Nie musieliśmy nawet chodzić do konsulatu - wszystko było załatwiane w biurze Rusopolu. Wizy dostaliśmy po tygodniu od złożenia paszportów. Tak długi czas oczekiwania wynikał nie z opieszałości Rusopolu, ale z tego, że standardowo konsulat ma 5 dni roboczych na rozpatrzenie wniosku wizowego - można ten czas skrócić za dodatkową opłatą.

Wiza turystyczna jest wydawana maksymalnie na 30 dni. Przy czym jeśli jedziemy do Rosji przez Białoruś, to w tych 30 dniach trzeba się zmieścić również z tranzytem przez Białoruś. Jeśli chcemy dostać wizę na więcej niż 30 dni, to musimy się ubiegać o "zwykłą wizę" (nie turystyczną).

Do wyrobienia zwykłej wizy trzeba dostarczyć do konsulatu oryginał zaproszenia od osoby prywatnej bądź jakiejś organizacji z Rosji. Musi być on potwierdzony przez placówkę rosyjskiego MSZ lub lokalne organy spraw wewnętrznych (OWIR - Wydział Wiz i Rejestracji Cudzoziemców). Takie zaproszenie możemy dostać np. od znajomej osoby mieszkającej w Rosji. Jeśli jednak nie mamy takich znajomości, to możemy zwykłą wizę otrzymać za pośrednictwem agencji wizowych. Jest to jednak znacznie droższe i bardziej czasochłonne niż wyrobienie wizy turystycznej.

Osobną kwestią są wizy na wjazd do Obwodu Kaliningradzkiego. Tu sytuacja jest znacznie prostsza. Żeby dostać taką wizę, nie trzeba dostarczać żadnych voucherów, zaproszeń itp. Wystarczy złożyć do konsulatu paszport, zdjęcie, wypełniony wniosek i po tygodniu dostaje się wizę. Jest ona bezpłatna. Ja sobie wyrabiałem taką wizę, jak jechałem do Kaliningradu miesiąc przed naszym wyjazdem, żeby kupić bilety na koleje rosyjskie.

Innym popularnym sposobem na kupno biletów rosyjskich jest wyjazd na Białoruś - np. do Brześcia. Niestety tutaj też potrzebne są wizy. Zdobycie wizy białoruskiej nie jest problemem. Trzeba do konsulatu białoruskiego dostarczyć paszport, wypełniony wniosek wizowy, zdjęcie oraz należy wpłacić równowartość 6USD. Wize otrzymuje się po 3-5 dniach. Można ten czas skrócić za dodatkową opłatą. Więcej informacji na stronie Ambasady Białorusi

Jeśli ma się wizę rosyjską i przejeżdża się tranzytem przez Białoruś, to nie trzeba mieć żadnych wiz Białoruskich. Jeśli granicę białorusko-rosyjską przekraczamy pociągiem, to nie ma tam żadnej kontroli granicznej.

Rejestracja meldunkowa

Prawo rosyjskie nakłada na cudzoziemców obowiązek dokonania rejestracji najpóźniej po 3 dniach od momentu dojazdu na miejsce pobytu. Rejestracja jest wpisywana do otrzymywanej na granicy "karty migracyjnej" lub do paszportu. Rejestracji można dokonać w większych hotelach/turbazach, w urzędach OWIR (tj. Wydział Wiz i Rejestracji Cudzoziemców) lub w komendach milicji. Znam osoby, które podróżowały po Rosji bez dokonywania rejestracji i nie miały z tego powodu problemów. Warto jednak się zarejestrować, bo:

  • Rejestrację mogą sprawdzać na granicy przy wyjeździe.
  • W dużych miastach (a szczególnie w Moskwie) patrole milicji legitymują przechodniów. U cudzoziemców sprawdzają, czy dokonali rejestracji.
  • W przypadku braku rejestracji istnieje większe ryzyko, że władze rosyjskie nie będą chciały udzielić pomocy cudzoziemcowi. Jest mi znany z opowieści przypadek, że turysta z Czech utopił się w jednej z ałtajskich rzek z dala od cywilizacji. Władze lokalne zostały poproszone o sprowadzenie śmigłowca po transport zwłok. Odpowiedź władz była odmowna. Jako powód podano brak rejestracji meldunkowej ofiary.

Żeby się zarejestrować w hotelu, powinno się w tym hotelu wykupić noclegi na czas wpisanego zameldowania, tak więc osoby wybierające się w góry rzadko z tego korzystają.

Rejestrację w OWIR lub na milicji można załatwić grupowo. Wystarczy, że jedna osoba tam pójdzie ze wszystkimi paszportami. Dla każdej meldowanej osoby trzeba wypełnić oddzielny blankiet (cyrylicą!), wpisać tam dane z paszportu oraz dane osoby, z którą władze będą się kontaktować w razie jakichś problemów (np. członek rodziny). Za każdą rejestrowaną osobę trzeba uiścić w banku opłatę urzędową w wysokości 20 rubli. W bankach są specjalne blankiety i dla szybszego załatwienia sprawy można po prostu najpierw iść do banku, a dopiero później z potwierdzeniem zapłaty iść na milicję lub do OWIR'u.

My dokonywaliśmy rejestracji na milicji w Aktaszu dopiero po 11 dniach wędrówki po górach. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy tam na bardzo przyjaźnie nastawioną urzędniczkę, która nie nałożyła na nas należnego nam mandatu za nieterminowe zameldowanie się.

Znany jest mi przypadek z innej części Rosji, że turyści po przyjściu na milicję w celu zameldowania się, zostali ukarani mandatem po 500 rubli za przekroczenie trzydniowego czasu na rejestrację. Dodatkowo jeszcze rejestracji na tym posterunku milicji nie dostali.

Dojazd i powrót

Naszym podstawowym środkiem transportu była kolej. Z Warszawy do Bijska jechaliśmy pięcioma pociągami. Pokonaliśmy w nich ponad 5000km w jedną stronę. Jeśli chodzi o pociągi rosyjskie i białoruskie, to zawsze braliśmy najtańszy wagon - plackartny (czyli z miejscami do leżenia, ale bez przedziałów.) Za Bijskiem już kolei nie ma i żeby dotrzeć w same góry korzystaliśmy z transportu samochodowego.

Pociągi

Oto spis pociągów z naszego dojazdu do Bijska:

pociąg stacja początkowa odjazd stacja końcowa przyjazd km cena
8825 Warszawa Śródm. 5.VII 10:52 P -> Terespol 5.VII 14:39 P 210 21 zł
124 Terespol 5.VII 15:50 P -> Brześć Centralny 5.VII 17:36 B 7 1 euro
028 BC Brześć Centralny 5.VII 18:52 B -> Moskwa Białoruska 6.VII 10:38 M 1094 644.4 rub
026 NA Moskwa Jarosławska 6.VII 16:35 M -> Nowosybirsk Gł. 8.VII 15:00 M 3303 1592.3 rub
601 NA Nowosybirsk Gł. 8.VII 18:32 M -> Bijsk 9.VII 5:08 M 388 243.2 rub

Objaśnienia: P - czas polski, B - czas białoruski (polski +1 godz.), M - czas moskiewski (polski +2 godz.)

Powrót z Bijska do Warszawy był analogiczny.

Z Warszawy do Terespola jechaliśmy zwykłym pociągiem osobowym. Wyżej podana cena 21zł nie obejmuje żadnych zniżek. (studenckich itp.)

Przejazd przez granicę

W Terespolu kupujemy za równowartość 1 euro bilet na pociąg, który kursuje tylko pomiędzy stacjami granicznymi: Terespolem i Brześciem. W pociągu tym przechodzimy polską i białoruską kontrolę paszportową. Białoruska odprawa celna odbywa się dopiero na dworcu w Brześciu.

Przejście granicy w drodze powrotnej okazało się kosztowniejsze. Bilet na pociąg przez granicę kosztował równowartość 2 euro. Płaciło się w rublach białoruskich (na dworcu można było wymienić złotówki, euro, dolary, ruble rosyjskie). Poza tym jest przepis, że obywatele zagraniczni muszą wykupić w Brześciu (np. na dworcu) "opłatę ekologiczną" za równowartość 2 euro. My nie wykupiliśmy tego i przez to mieliśmy problemy przy odprawie paszportowej. Jednakże pani, która sprawdzała nam paszporty, okazała się bardzo pomocna i podsunęła nam rozwiązanie: włożyć po 2 dolary do każdego paszportu - włożyliśmy po jednym i wszelkie problemy zniknęły. Wyjeżdżając z Brześcia do Polski musimy najpóźniej 20 minut przed odjazdem pociągu wejść do sali odpraw bagażowych, a potem paszportowych.

Pociągi rosyjskie i białoruskie

Kupno biletów

Związek Białorusi i Rosji (ZBiR) ma zintegrowany system kolejowy. Na dowolnym dworcu możemy kupić bilet na dowolny pociąg dalekobieżny. Nigdy nie sprzedaje się więcej biletów niż jest miejsc. Na trasy dalekobieżne najlepiej jest kupować bilety ze sporym wyprzedzeniem, bo rzadko się zdarzają niezajęte miejsca (przynajmniej w okresie wakacyjnym). Bilety można kupować z wyprzedzeniem co najwyżej 45-dniowym.

Bilety na drogę z Brześcia do Bijska kupowaliśmy 30-dniowym wyprzedzeniem, natomiast bilety powrotne kupowaliśmy z 22-dniowym wyprzedzeniem. Nie było problemów z brakiem miejsc, ale już nie udało nam się kupić na wszystkie miejsca obok siebie. Na szczęście zawsze wszyscy byliśmy w jednym wagonie.

W przypadku pociągów bardziej obleganych raczej jest niewielka szansa, że bilety będą jeszcze dostępne na kilka dni przed odjazdem. Jednakże z kilku źródeł wiem o przypadkach, że pomimo tego, że na dany pociąg bilety się skończyły, to ostatniego dnia przed odjazdem mogą się znów pojawić. Jest to zapewne spowodowane tym, że ludzie rezerwują/kupują bilety, a w ostatniej chwili z nich rezygnują.

Najlepiej jest pociągi dobierać tak, żeby wsiadać na jego stacji początkowej. Wtedy ma się już w momencie zakupu biletu określone miejsce w wagonie. Jeśli się kupuje bilet nie od stacji początkowej, to zwykle na bilecie nie ma określonego konkretnego miejsca i zajmuje się to, które akurat jest wolne lub to, które wskaże nam prowadnik (konduktor przyporządkowany do jednego wagonu).

W przypadku kupowania biletu nie od stacji początkowej może wystąpić jeszcze problem taki, że jeśli próbuje się kupić bilet z dużym wyprzedzeniem, to może się to nie udać, bo w pierwszej kolejności sprzedawane są bilety od stacji początkowej. Przykładowo my chcieliśmy kupić z 23-dniowym wyprzedzeniem bilet z Nowosybirska do Brześcia na pociąg relacji Irkuck->Brześć i powiedziano nam, że z takim wyprzedzeniem sprzedają jedynie bilety od Irkucka, a na fragmentaryczne odcinki będą ewentualnie sprzedawać dopiero kilka dni przed odjazdem, choć nie jest wcale pewne, czy cokolwiek jeszcze wtedy zostanie.

Bilety na trasę z Brześcia do Bijska kupowaliśmy w Kaliningradzie - specjalna wycieczka miesiąc przed wyjazdem. Do Kaliningradu jeździ pociąg osobowy z Gdyni. Najkorzystniej cenowo jest kupić bilet do ostatniej stacji przed granicą - Braniewa oraz kupić drugi bilet od Braniewa do Kaliningradu - 24zł. Między Kaliningradem a Polską jest też komunikacja autobusowa. Bilet na nocny autobus z Kaliningradu do Warszawy kosztował 400rubli. Zamiast jechać po bilety do Kaliningradu można się również wybrać się do Brześcia.

Bilety są imienne. Na każdym bilecie oprócz nazwiska pasażera jest wydrukowany numer jego paszportu. Przy zakupie biletów trzeba więc podać te dane. Nie trzeba wtedy okazywać paszportów - wystarczą ich kserokopie lub napisana (najlepiej cyrylicą) lista z imionami, nazwiskami i numerami paszportów. Przed wejściem do wagonu każdy z pasażerów musi okazać bilet i się wylegitymować.

Informacja kolejowa

Na dworcach można się w okienku dowiadywać o kursowaniu dowolnych pociągów na terenie ZBiRa. W większych miastach (np. Kaliningrad, Moskwa, Nowosybirsk) w halach dworcowych są dostępne terminale komputerowe [foto] z szeroką informacją kolejową. Oprócz informacji o kursowaniu pociągów można się z nich dowiedzieć o aktualnej dostępności biletów w poszczególnych wagonach oraz o ich cenach.

W Internecie niestety nie ma tak dokładnej informacji, jaką można uzyskać na dworcach. Są mi jednak znane dwa serwisy, z których można wyciągnąć informacje może nie na 100% pewne, ale całkiem prawdopodobne. Są to mianowicie rosyjski serwis poezda.net (interfejs rosyjski, angielski) oraz niemiecki serwis bahn.de (interfejs niemiecki, angielski, francuski, włoski).

W rozkładach oraz na biletach godziny są podawane wg. czasu moskiewskiego (tj. polski +2 godziny). Wyjątkiem są godziny przyjazdu/odjazdu ze stacji na terenie Białorusi i Obwodu Kaliningradzkiego - są one podawane wg. czasu lokalnego (tj. polski +1 godzina).

Komunikacja samochodowa

Na linii Nowosybirsk-Barnaul-Bijsk-Gornoałtajsk funkcjonuje dobrze rozwinięta komunikacja autobusowa. Przykładowo z Barnaulu jest co najmniej po kilkanaście kursów dziennie do Nowosybirska, Bijska, a także kilka do Gornoałtajska. Poza tym funkcjonuje również prywatny transport busikami typu GAZel [foto] (rosyjska podróbka Forda Transita, typowo 12 miejsc dla pasażerów).

Tak jak już pisałem, pociągi dojeżdżają tylko do Bijska. Z tego co mi wiadomo, z Bijska nie ma żadnego bezpośredniego połączenia do interesującego nas miejsca w pobliżu gór. Podobno z Gornoałtajska jeździ raz dziennie autobus do Aktasza i raz dziennie do Kosz-Agacza (wyjazd rano).

Jeśli się jedzie większą grupą, to chyba najlepszym rozwiązaniem jest wynajęcie całego busa - my tak właśnie zrobiliśmy. Transport można zamówić wcześniej (np. za pośrednictwem księdza Andrzeja z Bijska) lub załatwiać to już po przyjeździe do Bijska. W momencie wjazdu pociągu do Bijska przed dworcem stoi wielu przewoźników oferujących swoje usługi. W tym roku typową taryfą za wynajęcie GAZeli było 6 rubli/km, przy czym dystans liczony jest w dwie strony (dojazd i powrót samochodu). Przykładowo za transport między Aktaszem a Bijskiem (tj. 450km w jedną stronę) zapłaciliśmy 5500 rubli. Przejazd ten zajął nam około 7 godzin.

Jeśli chodzi o drogę powrotną, to można się dogadać z przewoźnikiem, żeby przyjechał we wskazanym czasie w konkretne miejsce. Jeśli jednak przed powrotem do Bijska planujemy np. jeden dzień przebywać w jakiejś większej miejscowości, to jest duża szansa, że stamtąd złapiemy transport po niższej cenie. Np. my przed powrotem do Bijska prawie cały dzień spędziliśmy w Aktaszu i dwukrotnie byliśmy zaczepiani przez lokalnych busiarzy z ofertą transportu do Bijska za cenę półtora raza niższą niż ta umówiona z busiarzem z Bijska.

Autostop

Kierowcy w Rosji chętnie podwożą. My korzystaliśmy z tego środka transportu wielokrotnie na niewielkich odległościach - do kilkudziesięciu km. Może się zdarzyć, że kierowcy będą oczekiwać opłaty za podwiezienie. Zwyczajową taryfą jest 1 rub/km od osoby. Uwaga: zdarza się dość często, że kierowcy są pod wpływem alkoholu!

Ważniejsze miejscowości

W niniejszym rozdziale zostanie opisanych kilka ważniejszych miejscowości na trasie od Bijska do interesujących nas rejonów górskich. Wszystkie te miejscowości, z wyjątkiem Beltira, leżą na drodze samochodowej M-52, która łączy Nowosybirsk z głównym przejściem granicznym między Rosją a Mongolią. Droga ta na odcinku ponad 200km przed granicą z Mongolią prowadzi doliną rzeki Czuji i właśnie dlatego zwie się Czujskim Traktem.

Bijsk

Miasto liczące około 250 tysięcy mieszkańców. Stacja końcowa kolei. Nie ma tu jakichś szczególnie wartych zwiedzania obiektów.

Parafia katolicka

W Bijsku jest parafia katolicka [foto] , prowadzona przez Polaka - bardzo sympatycznego księdza Andrzeja Obuchowskiego. Kaplica znajduje się na ulicy Piereułok Tvierskoj 3 - tj. około 600m na południowy wschód od jedynego w Bijsku mostu na rzece Biji - patrz mapa.

Ksiądz Andrzej bardzo chętnie gości u siebie turystów. Zbudował nawet na terenie plebani coś w rodzaju schroniska turystycznego. Spać można na poddaszu na karimatach lub materacach [foto] . Turyści mogą korzystać z kuchni z jadalnią [foto] oraz z bani - rosyjskiej sauny. Plebania wyróżnia się spośród rosyjskiego otoczenia schludnością i porządkiem.

Warto przed wyjazdem z Polski skontaktować się z ks. Andrzejem - np. emailem. Ksiądz Andrzej może być pomocny przy zamówieniu transportu w góry. Ksiądz często prosi osoby przyjeżdżające z Polski o przywiezienie jakichś produktów, które jest mu ciężko zdobyć na Syberii. Przykładowo my przywieźliśmy płyty z polską muzyką.

Gornoałtajsk

Stolica Republiki Ałtaj - obwodu administracyjnego obejmującego całą wysokogórską część Ałtaju Rosyjskiego. Jeśli się jedzie w góry komunikacją zbiorową (autobus) to trzeba ją łapać właśnie w Gorno-Ałtajsku. Są stąd połączenia autobusowe np. do Aktasza i Kosz-Agacza - rano, po jednym kursie dziennie. W Gornoałtajsku jest podobno jakieś "centrum górskie", gdzie można kupić dokładne mapy rejonów górskich. Niestety my przez Gornoałtajsk tylko przejeżdżaliśmy nawet się nie zatrzymując, więc nie mamy dokładnych informacji.

Aktasz

[foto]

Duża wieś na Czujskim trakcie 160km od granicy z Mongolią, swym charakterem przypominająca raczej miasteczko. W porównaniu z Kosz-Agaczem czy Kurajem, Aktasz jest znacznie bardziej rosyjski. Rosjanie stanowią tu na oko 50% ludności, reszta to Ałtajcy i Kazachowie. Jest parę sklepów całkiem dobrze zaopatrzonych. Największy problem mieliśmy tu z kupnem sosów w proszku. W Aktaszu są co najmniej dwa bary. Dobre pierożki i racuchy w wielu wariantach są w barze Ajdyn, który znajduje się na bazarze przy głównym placu [foto] .

3km na zachód od Aktasza, przy Czujskim Trakcie jest hotelik o bardzo niskim standardzie - brud, woda dostępna tylko z potoku. Cena za nocleg na łóżku wynosiła sto kilkadziesiąt rubli za noc. Można też się przespać tam na karimacie na podłodze za 50 rubli. Za korzystanie z bani trzeba zapłacić około 50 rubli za osobę. W centrum Aktasza podobno jest jakiś droższy hotel o lepszym standardzie, ale konkretnych informacji na ten temat nie mamy.

Kuraj

[foto]

Wieś na Czujskim Trakcie 130 km od granicy z Mongolią zamieszkała przez ludność narodowości ałtajskiej. Tak naprawdę Kuraj to są dwie wsie odległe od siebie o 2 km. My biliśmy tylko w tej północnej - tuż przy Czujskim Trakcie. W "centrum" jest plac z pomnikiem żołnierza radzieckiego, pod nim wylegują się kozy i walają się stare opony samochodowe.

Jest tu jeden sklep - bardzo dobrze zaopatrzony w mięso, z nabiałem już gorzej, poza tym sporo słodyczy, napojów (alkoholowych) i nieco artykułów gospodarstwa domowego. Ciekawe jest to, że w zasadzie do sklepu nie jest przywożone pieczywo. Okazuje się, że mieszkańcy Kuraja wypiekają je sami domowym sposobem, więc pewnie najlepszym sposobem na dostanie pieczywa jest zwrócenie się do pierwszych-lepszych mieszkańców.

Kosz-Agacz

[foto]

Trzytysięczne miasteczko położone na Czujskim Trakcie 50km od granicy Mongolskiej. Kosz-Agacz raczej nie przypomina miasteczek europejskich czy nawet rosyjskich. Prawie cała zabudowa jest parterowa i drewniana. Odnosi się wrażenie dużego nieładu i brudu. Kosz-Agacz zamieszkuje głównie ludność narodowości ałtajskiej. Rosjan widzi się tu niewielu. Jest bardzo dużo niewielkich sklepów. Nie powinno być żadnego problemu ze zrobieniem zakupów na wyjście w góry - jak się ma szczęście, to nawet proteinę sojową się dostanie.

Beltir (Kyzyl-Many)

[foto]

Wieś w dolinie Taudury otoczona pustynnym krajobrazem. Beltir bardzo ucierpiał w trzęsieniu ziemi jesienią 2003. Wiele domów zostało zniszczonych. Podczas naszej wizyty sporo budynków było jeszcze w ruinie i przez to wieś sprawiała przygnębiające wrażenie. W Beltirze jest jakiś sklep, ale go nie odwiedzaliśmy. Z Beltira jeździ do Kosz-Agacza autobus trzy razy w tygodniu: w poniedziałki, środy i piątki - wyjazd o godzinie 8 rano.

Ałtaj - góry

Słowo "Ałtaj" w języku tubylczym (zbliżonym do mongolskiego) znaczy "Złote Góry". Jest to pasmo o charakterze alpejskim, leżące na pograniczu Rosji, Mongolii, Kazachstanu i Chin. Najwyższym szczytem Ałtaju jest Biełucha (4506m) leżąca na granicy Kazachsko-Rosyjskiej. Rejon Biełuchy, a w szczególności dolina Akkem, jest intensywnie odwiedzany przez turystów. My zdecydowaliśmy się pojechać w mniej popularne rejony - pasmo Siewieroczujskie i Kurajskie.

Mapy

Poniższy opis należy czytać z mapami: mapa5_trasa, mapa8_trasa, mapa9_trasa. Trasa jest oznaczona kolorem fioletowym. Czerwone kropki z numerami odpowiadają ponumerowanym punktom z poniższego opisu. Granatowymi trójkącikami oznaczone są miejsca naszych biwaków. A oto te same mapy, tyle że bez oznaczonej naszej trasy: mapa5, mapa8, mapa9.

Powyższe mapy sprawdzają się w miarę dobrze przy chodzeniu dolinami i niezbyt stromymi górami. Do chodzenia po trudniejszym terenie przydałoby się coś dokładniejszego. I tutaj pomocna może być schematyczna mapa Grzbietu Siewieroczujskiego.

Drogi, szlaki, biwaki

W eksplorowanych przez nas obszarach górskich praktycznie nie ma dróg dostępnych dla samochodów. Oznaczone na mapach ścieżki na ogół są dostępne jedynie dla koni i dla pieszych.

W Ałtaju nie ma oznakowanych szlaków. Wybierając się w te góry trzeba mieć dobrze opanowaną orientację w terenie na podstawie mapy. Na niektórych bardziej uczęszczanych ścieżkach powyżej granicy lasu turyści ustawiają z kamieni niewielkie kopczyki, które mają niby ułatwić orientację. Jednakże w praktyce dają one bardzo niewiele.

Biwakować można wszędzie. W popularnych turystycznie dolinach spotkamy tzw. stajanki - miejsca częstego biwakowania. Takie miejsce cechuje się zwykle ładną scenerią, płaskim podłożem, paleniskiem obłożonym kamieniami. Bardzo sympatycznym zwyczajem rosyjskich turystów jest to, że często na stajance zostawiają dla kolejnych grup zabezpieczone przed wilgocią drewno na opał.

Pasmo Siewieroczujskie

Pasmo Siewieroczujskie jest drugim pod względem popularności turystycznej miejscem w wysokogórskiej części Ałtaju. Podczas naszego 11-dniowego pobytu w tym paśmie spotkaliśmy niecałą setkę turystów. Najbardziej uczęszczanymi przez turystów miejscami są doliny po stronie Czujskiego Traktu, mianowicie: Szawły (w której byliśmy), Maszej i Akturu.

Najwyższe szczyty pasma Siewieroczujskiego sięgają ponad 4000m. Przez cały rok są pokryte śniegiem i są dostępne jedynie dla wykwalifikowanych turystów wysokogórskich, dysponujących odpowiednim sprzętem wspinaczkowym. W ogóle dostępność grzbietów tego pasma jest problematyczna, ponieważ materiał skalny jest bardzo kruchy, i co za tym idzie, punkty podparcia są niestabilne i często dochodzi do samoczynnego spadku kamieni.

Skrócony opis trasy

Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w Biełym Bomie - niewielkiej wsi na Czujskim Trakcie 220km od granicy z Mongolią. Przez pierwsze trzy dni szliśmy przez praktycznie nie uczęszczane przez turystów tereny. Najpierw była to dolina potoku Sargaldżuk, potem połoniny na wysokości 2400m, a następnie położone na wysokości 2100m tundrowe płaskowyże.

Kolejne trzy dni spędziliśmy na wędrówce w górę doliny Szawły, przejściu wzdłuż bajkowo pięknego Jeziora Szawlińskiego Dolnego, oraz na odpoczynku nad Jeziorem Szawlińskjim Górnym.

Następny dzień poświęciliśmy na przekraczanie głównej grani grzbietu Siewieroczujskiego. Na to przekraczanie wybraliśmy ponoć najłatwiejsze miejsce, mianowicie przełęcz Obyl-Ojuk (3300m). Pomimo doskonałej pogody, przejście przez tę przełęcz okazało się bardziej niebezpiecznie, niż się tego spodziewaliśmy - przede wszystkim ze względu na kruche skały i spadające kamienie. Na szczęście nikt z nas nie doznał poważniejszych obrażeń.

Kolejne cztery dni spędziliśmy po północnej stronie głównego grzbietu. Najpierw schodzimy do turbazy na polanie Karagem. Spędzamy tam dwie noce (oczekiwanie na poprawę pogody). Z polany Karagem idziemy na przełęcz Karagem (2850m). Za przełęczą trafia nam się niecodzienna okazja spotkania tam samochodu, co wykorzystujemy zjeżdżając do Kosz-Agacza.

Podsumowując można stwierdzić, że pasmo Siewieroczujskie jest wspaniałe widokowo. Każdego dnia oglądaliśmy krajobrazy o zupełnie innym charakterze.

Szczegółowy techniczny opis trasy

Wycieczkę pieszą zaczynamy na zachodnim krańcu miejscowości Biełyj Bom [1]. Jest tam most na Czuji [foto] , którym i samochód bez problemów przejedzie. Do miejsca [4] jest na tyle dobra droga gruntowa, że większość samochodów dałaby radę tam wjechać.

Oznaczone ma mapie jezioro [2] nie istnieje - wyschło. Na miejscu dawnego jeziora jest szeroka polana [foto] - o dziwo sucha, a nie zabagniona. W najbliższej okolicy dawnego jeziora nie ma żadnego strumyka z wodą. Strumień Sargaldżuk płynie dnem doliny tylko do miejsca [3], niżej wpływa pod ziemię.

W miejscu [4] jest zagroda pasterska [foto], a w miejscu [5] kolejna. Do miejsca [5] dałby radę wjechać samochód terenowy. Dalej prowadzi już tylko ścieżka dostępna dla ludzi i koni. Do miejsca [6] idziemy dnem doliny - cały czas blisko strumienia z wodą. W miejscu [6] ścieżka odbija od strumienia i zaczyna się wspinać wyraźnie pod górę, początkowo wiedzie przez las [foto] , a potem wchodzi na połoninę [foto] .

Po wejściu na grzbiet [7] ukazują się piękne widoki o charakterze wysokogórskim [foto] - m.in. ośnieżone szczyty pasma Siewieroczujskiego. Przy dobrej widoczności widać stąd nawet najwyższą górę Syberii - Biełuchę.

Od miejsca [7] grzbietem prowadzi ścieżka trawersująca szczyty. W miejscu [8] odbiliśmy ze ścieżki i poszliśmy przez las w kierunku jeziora Karakiel w celu znalezienia miejsca na biwak z dostępną wodą. Przypadkowo po drodze do jeziora natrafiliśmy na niewielkie źródełko [9]. Tu zatrzymaliśmy się na nocleg.

Następnie idziemy na wschód ścieżką powyżej jeziora Karakiel [foto] . Od miejsca [10] zaczyna się płaskowyż [foto] , na którym jest kilka(naście) niewielkich oczek wodnych z wodą raczej niezdatną do picia. Na tym płaskowyżu pasą się konie.

Dalej, idąc ścieżką na wschód, dochodzi się do łagodnej przełęczy [11]. Jakieś dwa kilometry przed przełęczą trawersujemy zbocze, z którego spływa wiele niewielkich strumyków. Miejscami teren jest podmokły.

Za przełęczą [11] wchodzimy na kolejny płaskowyż, zwany Płaskowyżem Esztykoł [foto] . Ogrom tej przestrzeni robi duże wrażenie. Przez ten płaskowyż idziemy oznaczoną na mapie ścieżką. Obszar poniżej ścieżki jest zabagniony i zakrzaczony (krzaki do kolan).

Z miejsca [12] odbiliśmy od ścieżki na południe, aby zabiwakować nad potokiem. Udało się znaleźć suche i w miarę płaskie miejsce pod namioty.

Potok udało nam się przejść suchą nogą. Za potokiem trudno się nam było zdecydować, czy osuwisko skalne [13] ominąć dołem, czy górą. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Część z nas poszła dołem, a część górą. Droga dołem okazała się zabagniona i zakrzaczona. Droga górą jest nieco dłuższa, ale za to sucha, niezakrzaczona i na pewno atrakcyjniejsza widokowo [foto] .

W miejscu [14] przekraczamy zlewające się potoki. Trzeba się liczyć z koniecznością wejścia do wody, ale co najwyżej po kolana [foto] .

Dalej idzie się w dół doliny Esztykoł ścieżką po lewej stronie rzeki [foto] . (Na mapie ścieżka ta jest błędnie zaznaczona po prawej stronie rzeki.) Dolina Esztykoł jest wąska i wysoka. W wielu miejscach wysokie, strome skały schodzą bezpośrednio do rzeki. Ścieżka prowadzi miejscami nam samą rzeką, a miejscami wspina się na kilkadziesiąt metrów powyżej.

Przy ścieżce dolinie Esztykoł jest kilka wygodnych miejsc do biwakowania - tzw. stajanek. Najwięcej miejsc na biwak jest przy ujściu dwóch potoków [15]. Potoki te można przejść suchą nogą po kładkach z pni drzew [foto]. Od miejsca [15] idzie się przez gęsty i zakrzaczony las - niezbyt szybko, bo pod nogami cały czas pełno korzeni, dziur i kamieni.

Samego ujścia Esztykołu do Szawły nie eksplorowaliśmy, bo poszliśmy ścieżką-skrótem [16]. Kilkaset metrów idzie się między krzakami. Niezłe błoto.

Dalej szliśmy doliną Szawły w górę. Ścieżka jest znacznie szersza i wygodniejsza niż w dolinie Esztykoł. Piękne widoki na lodowce. Szczególnie urokliwe jest miejsce nad niedużym jeziorkiem [17] [foto] .

W dolinie Szawły mniej więcej co kilometr jest wygodne miejsce na biwak.

Do zbiegu dolin [18] nachylenie jest bardzo niewielkie i idzie się praktycznie po płaskim. Od miejsca [18] do Jeziora Szawlińskiego Dolnego ścieżka idzie znacznie bardziej do góry - głównie przez las.

Kilkaset metrów na północ od zbiegu dolin [18] jest rozstawiony obóz Ałtajców z końmi. Zapewne można by u nich załatwić transport na koniach.

W miejscu [19] jest duża drewniana wiata z miejscami na biwak. Gdy my tamtędy przechodziliśmy, to nikt tam nie biwakował, choć pewnie to była sytuacja wyjątkowa, bo jest to bardzo dobre miejsce na obóz stacjonarny.

Jezioro Szawlińskie Dolne [20]. Przepiękne widoki na lodowce nad szmaragdową taflą jeziora [foto] . Jedynie wschodnia strona jeziora jest dostępna - po drugiej stronie jest stromo i bardzo sypko. Wzdłuż jeziora na wschodnim brzegu wiele miejsc biwakowych. Jest to najbardziej oblegane przez turystów miejsce na naszej trasie - nad jeziorem biwakowało kilkadziesiąt osób. Nawet jest tam coś w rodzaju turbazy - są konie, bania i chyba można tam nawet kupić jakieś produkty żywnościowe (niestety dokładnie się nie wywiedzieliśmy). Nad jeziorem można zobaczyć wiele drewnianych totemów z wyrzeźbionymi głowami [foto] .

Zaraz za ujściem potoku [21] jest świeże osypisko skalne schodzące bezpośrednio do jeziora [foto] . Ze względów bezpieczeństwa nie należy chodzić po osypie - należy go obejść w odległości kilkudziesięciu metrów od jeziora.

Droga od Jeziora Szawlińskiego Dolnego do Jeziora Szawlińskiego Górnego jest dość stroma. Początkowo prowadzi przez las, potem wychodzi ponad las i idzie się skalnym starorzeczem, którym niegdyś płynął potok łączący dwa jeziora. Obecnie na tym odcinku potok płynie pod ziemią.

Jezioro Szawlińskie Górne [22] [foto] . Składa się ono tak naprawdę z dwóch jezior połączonych przesmykiem. Pierwsze jest znacznie mniejsze od drugiego - zresztą widać to na mapie. Jezioro należy obchodzić od strony zachodniej - jest tam ścieżka choć niezbyt wygodna, bo idzie się po kamieniach. (Da się także obejść jezioro od strony wschodniej, ale jest to znacznie bardziej uciążliwe, bo trzeba przełazić przez osypisko z wielkich kamieni.) W miejscu [23] jest schodząca do wody skałka o wysokości 25m - należy ją obejść górą.

Dobre miejsca na biwak z dostępnym w niedużej ilości drewnem znajdują się na południowo-wschodnim krańcu jeziora. Żeby dotrzeć do tych miejsc trzeba przekroczyć płynące tuż przy nich jeden lub dwa nieduże potoki lodowcowe. Pomocne przy tym są położone w poprzek rzeki pnie drzew [foto] .

Z Jeziora Szawlińskiego Górnego kierujemy się na przełęcz Obyl-Ojuk [24] (3300m), którą będziemy przekraczać główny grzbiet pasma Siewieroczujskiego. Od jeziora do lodowca prowadzi ścieżka. Początkowo jest kawałek bardzo stromy, a potem jest łagodniej. Idąc tą ścieżką widzieliśmy kozice. Przed lodowcem są wygodne miejsca do biwakowania na trawie. [foto]

Powierzchnia lodowca jest mieszaniną lodu i kamieni. Szczelin nie jest dużo i jeśli nie leży na lodowcu gruba warstwa śniegu, to są one łatwo widoczne i obchodzenie ich nie jest problemem [foto] . Jeżeli się nie ma raków, to lodowiec należy obchodzić możliwie z lewej strony - tak jak jest to oznaczone na schematycznej mapie.

Z górnej części lodowca roztaczają się piękne widoki wysokogórskie [foto] .

Od górnej krawędzi lodowca do samej przełęczy Obyl-Ojuk jest ponad 200m różnicy wysokości [foto]. Większość tego podejścia stanowi mało stabilny osyp z kamieni. Podchodzenie nim jest mało przyjemne, ponieważ podłoże jest sypkie i praktycznie przy każdym kroku następuje lekkie osypanie. Gdy przejdzie się ten osyp, zaczyna się najstromsza część podejścia [foto] . Koniecznie jest tu sprawne pomaganie sobie rękami - najlepiej w rękawiczkach, bo skały są ostre. Niebezpieczne w tej części podejścia jest to, że skały, których trzeba się łapać są bardzo kruche. Odpadnięcie od ściany może skończyć się tragicznie zjazdem po stromej oblodzonej rynnie.

Tak jak już było pisane, skały w okolicy przełęczy są bardzo kruche. Zdarza się, że drogą, którą podchodzi się pod przełęcz, spadają z grzbietu kamienie. Podczas gdy my tamtędy wchodziliśmy, kilkakrotnie koło nas coś leciało. Mieliśmy szczęście, że nikt z nas nie ucierpiał. Gdy byliśmy już na przełęczy, to widzieliśmy niedużą kamienną lawinę [foto] , która zleciała po zboczu, którym wcześniej szliśmy. Z tych powodów zdecydowanie odradzam wchodzenie na tę przełęcz bez kasków. Warto jest też wyrobić w sobie odruch chowania się za plecakiem, gdy zaczyna coś z góry lecieć.

Siodło przełęczy jest niewielkie - kilka metrów na kilka kilka metrów [foto] . Piękne widoki po obu stronach przełęczy [foto] .

Przejście przełęczy Obyl-Ojuk było niewątpliwie najbardziej niebezpiecznym elementem naszej wyprawy. Decyzję o jej przechodzeniu podjęliśmy przede wszystkim na podstawie relacji i opisów osób, które ją przechodziły w latach ubiegłych - tj. przed trzęsieniem ziemi jesienią 2003. Myślę, że to trzęsienie ziemi sprawiło, że Obyl-Ojuk stał się bardziej niebezpieczny.

Zejście z przełęczy na stronę południową stanowi najpierw szeroki na około 7m żleb o dość dużym nachyleniu, a potem jest już płaski lodowiec. Gdy my tam byliśmy, to podłoże żlebu było pokryte dość twardym śniegiem i najlepiej się schodziło tyłem (czyli twarzą do zbocza), mocno wbijając czuby butów w śnieg. Żleb jest na tyle stromy, że istnieje niebezpieczeństwo utraty przyczepności i zjechania co najmniej kilkadziesiąt metrów w dół, co może się bardzo źle skończyć - można się rozbić o skały lub o kamienie na dole.

Gdyby się okazało, że śnieg w tym żlebie jest bardziej twardy niż podczas naszego schodzenia, to do bezpiecznego schodzenia żlebem niezbędne są czekan i raki (i umiejętność posługiwania się tym sprzętem). W takich warunkach i przy braku sprzętu można zapewne próbować schodzić nie środkiem żlebu, a bokiem - trzymając się skał. Jednakże ta opcja jest niebezpieczna ze względu na kruszyznę tych skał.

Po zejściu z przełęczy lodowiec w górnej części jest pokryty śniegiem, a niżej jest topniejący lód zmieszany z kamieniami. Większych szczelin raczej nie ma. Jednak idąc po ośnieżonej części lodowca trzeba uważać.

Po zejściu z lodowca kierujemy się na lewą stronę doliny. Po drodze przekraczamy wiele niedużych potoków lodowcowych [25], spływających z sąsiedniej doliny. Nie wszystkie udało nam się przekroczyć suchą nogą [foto] .

Zaraz za tymi potokami zaczynają się ładne polanki. Potoki tworzą urocze, niewielkie wodospadziki [foto]. Jest to sensowne miejsce na biwak po przejściu przełęczy Obyl-Ojuk. Największą wadą tego miejsca jest brak drewna. (Miejsce biwakowe z dostępnym drewnem jest kilka kilometrów dalej w dolinie, lecz droga ku niemu jest bardzo niewygodna i dojście tam zajmuje 2-3 godziny.)

Około 3km od dolnego krańca lodowca jest jezioro [26]. Obchodzi się je z lewej strony. Jest tam ścieżka, choć niezbyt wygodna, bo trzeba się przedzierać nogami przez krzaczki. Tuż poniżej jeziorka jest nieprzyjemny, ponad półkilometrowy odcinek. Trzeba iść po osypisku z głazów. Poniżej tego osypiska zaczynają się już drzewa.

Wąska ścieżka prowadzi przez mniejsze lub większe krzaki. Wskazane długie spodnie.

Potoku lodowcowego [27] nie przejdzie się brodem. My przechodziliśmy po zwalonych przez kogoś drzewach, jakieś 200m od jego ujścia. [foto].

Zbliżając się do potoku Lewy Karagem [28] nie należy iść samym dnem doliny, bo tam jest bagno. Sucha ścieżka prowadzi skarpą na granicy lasu. Potok Lewy Karagem należy przekraczać przy jego ujściu - tam rozlewa się na wiele mniejszych potoków, jest tam w miarę płytko (najwyżej po kolana) i nurt nie jest bardzo silny. [foto].

Obszar między ujściem Prawego Karagemu a Polaną Karagem [29] jest zabagniony. Najlepsza droga prowadzi (niestety przez bagna) blisko dolnej granicy lasu.

Na polanie Karagem [29] [foto]. jest prowadzona przez Ałtajców skromna turbaza. Jest tam drewniany domek, w środku ława i prymitywny bar [foto] [foto] . Wybór produktów niewielki: Można było kupić sok jabłkowy w kartonie - 40 rubli, mleko skondensowane w puszce - 40 rub, keczup, majonez, cukier, ryż i jedną marchewkę. Hitem były pieczone na miejscu lepioszki (smażony placek z mąki wielkości talerza) za 10 rubli/szt.

Obok domku rozstawiony jest duży namiot, w którym można się przespać. Początkowa cena, jaką nam zaproponowano, to 50 rubli/osobę. Udało się nam stargować do 30 rubli/osobę.

250m od chatki są przygotowane miejsca biwakowe. Obsługa turbazy oczekuje opłaty 100 rubli od grupy za biwakowanie.

Od turbazy do Przełęczy Karagem [30] jest droga przeznaczona dla samochodu terenowego. Jednakże podczas naszego pobytu droga ta była nieprzejezdna ze względu na to, że rzeka ją podmyła oraz były świeże osypy skalne.

Dowiedziawszy się o tych osypach postanowiliśmy skorzystać z obsługi przewodnickiej Ajdara [foto]. , który rezydował wtedy w turbazie. Dzięki pomocy Ajdara, sprawnie i bezpiecznie pokonaliśmy drogę do przełęczy, omijając dwa niezbyt bezpieczne osypy i kilka trudnych do przejścia brodów (przechodziliśmy tylko jeden mały bród, gdzie woda była po łydki). Kosztowało nas to 200 rubli od grupy.

Dzięki temu, że osypy obchodziliśmy górą, mieliśmy ładne widoczki na stronę południową [foto] . Podejście na samą przełęcz jest łagodne i nie sprawia żadnych trudności. Za przełęczą Karagem bajkowy widok na nieco już łagodniejsze góry, kilka jeziorek [foto] .

W miejscu [31] jest most samochodowy na potoku Dżeło [foto]. . 200 m przed mostem jest zamieszkała zagroda pasterska [foto] [foto] . Udało nam się tam kupić kefir i trochę zeschniętego, śmierdzącego sera.

Mieliśmy szczęście, bo od tego miejsca złapaliśmy samochód terenowy, który wracał zza przełęczy Karagem (zawoził tam sprzęt na spływ). Dalej już do Beltira, a potem do Kosz-Agacza jechaliśmy samochodem terenowym. Jednak na taką okazję jak nasza raczej nie należy liczyć, bo tamtymi drogami pewnie coś przejeżdża co najwyżej raz na kilka dni.

Udając się z miejsca [31] do Beltira, najlepiej jest iść północną stroną rzeki. Jest co prawda droga po południowej stronie rzeki, lecz lepiej tam się nie pchać, bo może być problem z przekroczeniem pieszo rzeki w miejscu [32].

Na drodze do Beltira, co kilka kilometrów są przysiółki, składające się co najwyżej z kilku domów [foto]. Widoczki cieszą oczy [foto] [foto] .

Im bliżej Beltira, tym krajobraz robi się bardziej suchy, a wręcz można powiedzieć, że pustynny. Spotkaliśmy nawet stado wielbłądów [foto]. .

W miejscu [33] przekraczamy rozwalający się most na Taudurze [foto]. Na zboczu kilkaset metrów na południe od mostu jest widoczne epicentrum trzęsienia ziemi z września 2003 - wypiętrzony obszar ziemi o promieniu około 200m.

Pasmo Kurajskie

Pasmo Kurajskie jest rzadko odwiedzane przez turystów. Podczas naszego siedmiodniowego pobytu spotkaliśmy tylko jedną trzyosobową grupę. Najwyższy szczyt pasma Kurajskiego mierzy 3446m. Lodowce występują tylko po północnej stronie głównego grzbietu i są niewielkie.

Skrócony opis trasy

Wędrówkę zaczęliśmy w Aktaszu, skąd udaliśmy się w kierunku wschodnim, trawersując łagodne grzbiety i dochodząc do doliny potoku Tadżyłu. Następnie przekroczyliśmy główny grzbiet pasma Kurajskiego przełęczą pomiędzy doliną Tadżyłu a doliną Lewego Kubardu. Za przełęczą, uraczeni pięknymi widokami, postanowiliśmy zrobić sobie dzień stacjonarny. Następne dni przeznaczyliśmy na nieśpieszne zejście do ujścia potoku Lewy Kubardu, a następnie podejście doliną Prawy Kubardu na przełęcz o wysokości 2499m, która okazała się płaska jak stół. Z tej przełęczy już tylko zejście na Kurajski Step.

Podsumowując: Pasmo Kurajskie jest atrakcyjne turystycznie, choć może nie tak bardzo jak pasmo Siewieroczujskie. Wiele szczytów pasma Kurajskiego jest dostępnych nawet dla zwykłych turystów (nie-alpinistów).

Szczegółowy techniczny opis trasy

Wycieczkę w Pasmo Kurajskie rozpoczynamy w Aktaszu [34]. Idziemy 5km na pn-wsch drogą asfaltową na Ust-Ułagan. Na tej drodze panuje całkiem spory ruch - co parę minut coś przejeżdża, więc jest szansa na złapanie stopa.

Tuż przed mostem [35] skręcamy na szutrową drogę, która prowadzi do kopalni rudy żelaza [36] [foto]. . Drogą tą raczej da się przejechać samochodem osobowym. Przy drodze nie ma miejsc nadających się na biwak, dopiero w okolicy kopalni coś się znajdzie.

Przy kopalni [36] odbijamy z drogi szutrowej i wchodzimy ścieżką na połoninę [37]. Na połoninie jest już lekko wyjeżdżona droga, którą udajemy się na wschód, nieznacznie schodząc do zagrody pasterskiej [38].

Zamiast schodzić do tej zagrody zapewne ciekawiej byłoby iść grzbietem, nieco na północ od naszej trasy, przez szczyt oznaczony na mapie jako 2715. My jednak wybraliśmy drogę nieco dołem, ze względu na wiszące nad nami chmury.

Z połoniny są rozległe widoki w kierunku południowym - na dolinę Czuji oraz na położene za nią Pasmo Siewieroczujskie [foto].

Od zagrody [38] idziemy górna granicą lasu, trawersując grzbiet, by dotrzeć do doliny rzeki Tadżyłu [foto]. . Z doliny Tadżyłu idziemy na przełęcz [39] [foto]. . Wejście na przełęcz nie jest trudne, gorzej jest z zejściem po drugiej stronie. Na samą przełęcz prowadzi kamienna ścieżka. Idzie się nią bez problemów, tylko przez jakieś 20m najstromszego podejścia trzeba sobie pomagać rękami. 300m przed przełączą są szczątki jakiejś bazy namiotowej [foto]. . Samo siodło przełęczy jest szerokie i wygląda jak kamienna pustynia. Na przełęczy jak to na przełęczy - ciekawe widoki [foto] .

Będąc na przełęczy warto poświęcić kilkanaście minut i zdobyć pobliski szczycik kilkaset metrów na pn-zach od przełęczy. Podejście jest bardzo proste, a widoki ze szczytu przepiękne [foto].

Zejście z przełęczy na stronę północną stanowi większy problem niż podejście od strony południowej. Trzeba zejść do stromego kotła lodowcowego. Najgorsze jest to, że podłoże jest z sypkich kamieni. My na drogę zejścia wybraliśmy lewą część kotła (patrząc z przełęczy).

Po zejściu do kotła trzeba jeszcze około 1.5km schodzić po niewygodnych kamieniach.

Polecam wejście na cypel skalny [40]. Są stamtąd piękne widoki - w którą stronę nie spojrzeć, tam inna sceneria [foto] [foto] .

Na dno doliny schodzimy lewą stroną potoku, który płynie z kierunku przełęczy [39] do jeziorka [41]. Przed jeziorkiem kawałek zejścia jest po śniegu [foto]. . Jeziorko to obchodzimy z lewej strony. Kilkaset metrów dalej przekraczamy potok wypływający z tego jeziorka [foto]. Nie wszystkim z nas udaje się tego dokonać suchą nogą. Po przekroczeniu potoku schodzimy na dno doliny. Ścieżka staje się coraz wyraźniejsza.

Idziemy prawą stroną rzeki Lewy Kubadru. Ścieżka raczej wyraźna, choć trzeba się trochę nogami poprzedzierać.

W miejscu [42] na mapie ścieżka przechodzi na lewą stronę rzeki (tak jest oznaczone na mapie). My jednak rzeki nie przekraczamy i idziemy cały czas prawym brzegiem - ścieżka jest tam w formie szczątkowej. Po tej stronie rzeki teren jest fragmentami podmokły i pokryty grubym miękkim mchem.

Kilkaset metrów od ujścia potoku Prawy Kubadru jest kładka ze zwalonych drzew [43]. Przejście nią dostarcza nieco emocji [foto]. Z obu stron rzeki do kładki prowadzi wyraźna ścieżka.

Po przejściu kładki, żeby dojść do zaznaczonej na mapie ścieżki, trzeba podejść około 100m w pionie. Zaznaczona na mapie ścieżka jest wyraźna - wydeptana głównie przez konie. Udajemy się tą ścieżką w górę doliny Kubadru.

Przed mostkiem [44] napotykamy na zagrodzenia na ścieżce. Nie należy się nimi przejmować, po prostu trzeba przez nie przejść, a dojdzie się do mostku. Mostek jest w kiepskim stanie, ale pieszo da się bez problemów przejść. [foto]. Te zagrodzenia są po to, żeby konie przez most nie przechodziły.

W okolicy końca lasu [45] ścieżka się nieco rozłazi, bo pasące się tam byki wydeptują wiele ścieżek alternatywnych. Nieco później wchodzi się w obszar ładnych kilkumetrowych skałek-pagórków. Później idzie się przez zaznaczone na mapie bagno, ale nie jest ono bardzo uciążliwe, bo da się znaleźć w miarę suche ścieżki. Przejście przez potok [46] nie jest problemem, choć nikomu z nas nie udało się tego dokonać suchą nogą [foto].

Przełęcz [47], leżąca na wysokości najwyższego polskiego szczytu, jest banalnie łatwa - płasko i trawka [foto]. Tuż za przełęczą kilka małych jeziorek. Za jeziorkami droga wiedzie falistym niedużym grzbiecikiem. Potem przekraczamy potok [48] - udało nam się bez włażenia do wody. Poniżej potoku przez kilka kilometrów ścieżka wiedzie przez las, co najmniej kilkadziesiąt metrów powyżej dna doliny. Schodząc tą ścieżką podziwiamy widoczne z oddali pasmo Siewieroczujskie [foto]. Od miejsca [49] zaczyna się już suchy step. Wędrówkę kończymy w północnej części Kuraju [50].

Trzęsienie ziemi - jesień 2003

Ałtaj leży w obszarze dość aktywnym sejsmicznie. Jesienią 2003 roku było tu duże trzęsienie ziemi. Największy wstrząs - 7 stopni w skali Richtera - nastąpił 27 września z epicentrum w dolinie Taudury 10km na wschód od Beltira. Nie był to pojedynczy wstrząs, ale cała seria rozłożona na przestrzeni tygodni, miesięcy. Sejsmolodzy oceniają, że jeszcze przez kilka lat ziemia może się co pewien czas trząść.

O dziwo w tak dużym trzęsieniu nikt nie zginął. Było to spowodowane tym, że okolice epicentrum są bardzo słabo zaludnione, a ponadto domy są tam budowane z drewna, a nie murowane. Największe straty poniósł Beltir - bardzo dużo domów zostało zniszczonych, co było wyraźnie widoczne jeszcze podczas naszej wizyty.

Z powodu trzęsienia ziemi Ałtaj stał się miejscem bardziej niebezpiecznym zarówno dla tubylców, jak i dla turystów. Występujące jeszcze niewielkie wstrząsy przyczyniają się do powstawania lawin kamiennych. Nawet jeśli w danym czasie ziemia nie drży, to na skutek wcześniejszych wstrząsów skały są bardziej pokruszone i mniej stabilne, co powoduje, że chodzenie po nich jest obecnie bardziej niebezpieczne niż w latach przed trzęsieniem ziemi. Miejscowa ludność mówiła nam, że w roku 2004 było w Ałtaju trzy razy mniej rosyjskich turystów niż w roku 2003 - boją się.

 
Zobacz też
Ałtaj - złote góry - lipiec 2004 - relacja (autor: Ania Skompska)

Odnośniki

Polskie strony dotyczące Ałtaju:

Rosyjskie strony dotyczące rejonu pasma Czujskiego: